Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/207

Ta strona została przepisana.

nionego, przy drzwiach zamkniętych, bez spisywania protokółu. Resztę niechaj dopełni komisarz policji i sędzia śledczy.
— Doskonałe miewasz pomysły panie Theifer! — zawołał uradowany książę. Nie zdarzyło mi się spotkać podobnie inteligentnego i przezornego jak ty, człowieka!
— To mówiąc, otworzył w biurku szufladę i wydobył z niej dwa rulony złota po tysiąc franków każdy.
— Pojmuję, iż ta sprawa przeszkodzi ci w twych zwykłych zatrudnieniach, — mówił dalej, — przyjmij wiec fundusz na pierwsze wydatki jakie okażą się niezbędnemi... Jest to tylko zaliczka... Drobna zaliczka...
Tu podał agentowi dwa rulony złota.
— Książę zawstydza mnie... prawdziwie... wyjąknął tenże cofając się.
— Obraziłbyś mnie mój przyjacielu, gdybyś nie przyjął tej drobnostki... mówił pan de la Tour-Vandieu, a pomnij, że obok tego wywołałbyś smutne dla siebie następstwa, gdy zaś przeciwnie, zyskasz z mej strony pomoc, protekcję, a obok tego i sowite wynagrodzenie.
— Jestem przekonany, że mogę liczyć na dobrotliwe względy księcia dla siebie...
— Przyjm więc te sto luidorów.
Theifer wsunął w kieszeń od kamizelki dwa rulony złota z widocznem zadowoleniem.
— Czy książę niema mi nic więcej do rozkazania? zapytał.
— Nie. Bądź w piątek o godzinie ósmej z rana przy sztachetach cmentarza Montparnasse.
— Będę punktualnie.
— A zatem do widzenia. Wyprowadzę cię na schody.
Theifer, złożywszy ukłon pełen głębokiego poszanowania, wyszedł. Książę towarzyszył mu aż do bramy wjazdowej.
— Ha! ha! — wyszepnął, — wróciwszy do swego gabinetu, — jeżeli ów nieprzezorny przyjaciel rodziny Leroye-