Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/208

Ta strona została przepisana.

rów posiada jakie przeciw mnie dowody, znajdą się one wkrótce w moich rękach. Postaram się też zarówno ażeby tak komisarz policji jak i sędzia śledczy nie wyszli ztamtąd z próżnemi rękoma; to moja rzecz!... Tym sposobem ów przybysz z Londynu gładko uprzątnięty, nie będzie już dla mnie więcej niebezpiecznym.
Wyż opowiedziane przez nas zdarzenia, działy się w sobotę wieczorem, to jest na pięć dni przed owym dniem, w którym Ireneusz Moulin miał oczekiwać na panią Leroyer przy grobie jej męża.
Jeden z dozorców cmentarza oznaczył jak sobie przypominamy dzień piątkowy, w którym co tydzień wdowa przybywała modlić się i płakać na cmentarzu Montparnasse.
Cierpliwość nie była jednak wrodzoną cnotą Ireneusza. Miał on tylko myśl jedną, cel jeden życia, odnaleźć jak najrychlej wdowę i dzieci po nieszczęśliwym swoim opiekunie. Owóż tego samego dnia po odwiedzeniu „mogiły Sprawiedliwości“ biegał za swoim poszukiwaniem do późnego wieczora.
Toż samo nazajutrz i dnia następnego.
Każdego rana za przebudzeniem zdawało mu się, iż odnajdzie nowy, poczem wracał do domu, przygnębiony moralnie i zawiedziony.
— Trzeba czekać do piątku, — mówił sobie. — Lecz co ja będę robił przez te dni kilka.
— Ha! zamiast siedzieć w hotelu, pójdę za wynajęciem dla siebie mieszkania, to mnie rozerwie nieco i czas mi zajmie. Zyskam znaczną na tem oszczędność, bo mimo że mi jest wygodnie w hotelu „pod Blachą“, ale to djabelnie drogo kosztuje.
Zabrawszy z sobą sporą paczkę banknotów, wyszedł na miasto.
Spoglądając na karty powywieszane na bramach domów, mówił sobie: