— Dwa pokoiki i mała kuchenka, to wszystko, czego mi trzeba na teraz. Później, zobaczymy!...
Od rana wdrapywał się po schodach, zwiedzając różne mieszkania, rozpocząwszy swoją wędrówkę od strony ulicy Mavais, ale rezultat tych poszukiwań nie był zadawalniającym, bynajmniej.
Jedne z tych mieszkań wydawały mu się za drogie, inne nieprzypadały mu do gustu, wracał do domu nic nie znalazłszy.
Znużony, postanowił wstąpić na śniadanie do małej restauracji przy placu Bastylji.
Dziwnym trafem losu, bezwiednie prawie wszedł w dzielnicę w której się urodził, gdzie wzrósł, poznał i ukochał rodzinę Pawła Leroyer jak swoją własną.
Jadł zwolna śniadanie aby wypocząć tam dłużej.
— Od południa, do czwartej godziny, — mówił sobie — znajdę dość czasu na odszukanie mieszkania. Przebiegnę znowu z jakie sześćdziesiąt pięter, dopóki nie znajdę czegoś stosownego.
W godzinę później wyszedł na ulicę świętego Antoniego, wciąż poszukując, a znalazłszy się na jednym z małych zaułków prowadzących na plac Królewski, śledził wzrokiem dom w którym niegdyś mieszkał Paweł Leroyer i gdzie wróciwszy teraz do Paryża, zbierał pierwsze wiadomości o rodzinie swego dawnego opiekuna.
Zatrzymawsszy się przed owym domem, czytał wywieszoną kartę na której wypisano: „Małe mieszkanie do wynajęcia“.
— Rzecz dziwna... — wyszepnął; — gdybym właśnie odnalazł to czego tak szukam od dawna?... I zwrócił się do loży odźwiernego po drugiej stronie będącej przy głównych kamiennych schodach.
Odźwiernego zastępowała jego żona, czterdziestoletnia kobieta, podczas gdy mąż poszedł pełnić takież obowiązki w przyległym domu bankowym. Mieszkanie ich zamykało się
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/209
Ta strona została skorygowana.