Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/216

Ta strona została przepisana.

— A zatem pan niemasz i dzieci?
— Nie mam... a przynajmniej o nich nic niewiem.
— Muszę pana jeszcze i o tem powiadomić, że kawalerom zamieszkałym u nas, nie wolno przyjmować żadnych kobiet... Na tym punkcie gospodarz jest nie ubłaganym! Gdyby do pana wypadkiem zabłąkała się która z takich owieczek, musiałbyś nazajutrz ztąd się wyprowadzić.
— Warunek ten dla mnie jest obojętnym. Żyję tak skromnie jak młoda dziewczyna uwieńczona nagrodą za cnotę.
— Czy podobna? — zawołała śmiejąc się odźwierna.
— Upewniam panią.
— To może pan wychowuje psy lub koty?
— Ni jednych, ni drugich. Czy i to u was zabronione?
— Tak; lecz w zamian wolno chować ptaki, z wyjątkiem papug, szpaków i kosów, bo te za wiele czynią hałasu.
— Do czarta!... to ograniczacie ściśle swoich lokatorów! Ani psów, ani kotów, a ptaki wolno tylko mieć malowane, na ścianach...
— Cóż na to poradzić? Taką jest wola właściciela domu.
— Dziwactwo! w rzeczy samej... Lecz zechciej mnie pani objaśnić czy wynajmujecie mieszkania i ludziom żonatym?
— Ma się rozumieć!
— A cóż czynicie w razie, gdy im w najlegalniejszy sposób powiększy się rodzina?
— Wymawiamy pomieszkanie.
Moulin wybuchnął śmiechem.
— No! teraz, — rzekł, — skoro znam wszystkie wasze zastrzeżenia, przyrzekam zastosować się do nich. Idźmy więc obejrzeć mieszkanie.
Odźwierna zdjęła klucz z gwoździa, a mając wejść na schody, spojrzała raz jeszcze na swego przyszłego lokatora.
— Zdaje mi się że pana kiedyś tu u nas widziałam? — zagadnęła.