Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/217

Ta strona została przepisana.

— Tak; w rzeczy samej. W zeszłym tygodniu byłem w tym domu dla zasiągnięcia wiadomości o pewnej rodzinie, jaka tu kiedyś mieszkała.
— To, właśnie... przypominam sobie. Czy pan odnalazł tę rodzinę.
— Nieznalazłem, niestety!... ale nietracę nadziei.
Gdy weszli na pierwsze piętro, odźwierna przystanęła, a wskazując z zadowoleniem na drzwi, bogato rzeźbione.
— Patrz pan, — wyrzecze, — jak wszystko tu u nas piękne, a jak starannie utrzymane... To mieszkanie zajmuje wdowa staruszka, siedemdziesięcioletnia, bardzo bogata... Całe piętro do niej należy, nazywa się ona pani Amadis... Obce, zagraniczne nazwisko, nieprawdaż? Wraz z nią w tym lokalu mieszka młoda osoba, pani Estera, jak mówię jej siostrzenica. Cierpi nieboga na pomięszanie zmysłów, lecz obłąkanie jej jest tak spokojnem, że nie sprawia sąsiadom żadnej przykrości. Obie te panie trzymają do usług bardzo liczną służbę i zamieszkują oddawna tu u nas.
Idąc po schodach dalej opowiadała Ireneuszowi szczegóły o swoich lokatorach. Weszli wreszcie na czwarte piętro.
— Otóż jesteśmy... — rzekła otwierając drzwi zdyszana. W pierwszym pokoju urządzić pan możesz sobie jadalnię, na prawo kuchenka, na lewo gabinecik, a za pokojem jadalnym sypialnia.
— Całe to mieszkanie możnaby rzeczywiście pomieścić w jednej obszernej sali, odrzekł z uśmiechem Moulin, dla mnie jednakże będzie ono wystarczającem. Kuchnię obrócę na garderobę, ponieważ obecnie stołować się w domu nie będę.
— Zatem stanowczo pan wynajmujesz ten lokal?
— Wynajmuję.
— Ale... muszę pana jeszcze uprzedzić że komorne płaci się u nas z góry, kwartalnie...