kobietę, która mnie owikłała jak starego emeryta, cackała mnie, bawiła się mną, kazała mi po pijanemu zabić człowieka... a wreszcie porzuciła mnie z litrem trucizny w piersiach wypitej przezemnie!
— Co ty opowiadasz? — wykrzyknął Szpagat w osłupieniu.
— Najczystszą prawdę! rzekł Czwartek, prawdę wyblakłą tylko skutkiem lat ubiegłych. Tak jest, ta kobieta pochwyciła mnie na spełnieniu kradzieży z włamaniem, podczas nocy, z bronią w ręku, w domu mieszkalnym. Nie mogłem natenczas bronić się nożem, przeciw wymierzonemu w siebie, rewolwerowi... Tak! trzymała mnie w ręku ta kobieta! I zamiast mnie oddać prokuratorowi królewskiemu naówczas, użyła mnie jako wspólnika, a raczej jako narzędzie wespół ze swoim kochankiem, poczem otruć mnie postanowiła; w obawie, bym odnalazłszy ją kiedyś, nie groził jej że wyśpiewam całą sprawę, jeżeli ust mi nie zamknie banknotami.
— Nie potrafiła wziąść się dobrze do rzeczy ta dama! zawował, śmiejąc się głośno Brisson.
— Jakto?
— Otruła cię lat temu dwadzieścia, jak mówisz, a jesteś zdrów dotąd i żyjesz!
— Walczyłem przez trzy miesiące pomiędzy życiem a śmiercią, a skoro wspomnę ile wycierpiałem, dreszcz mnie przebiega po skórze! Otóż dla czego się lękam, gdy chodzi o sprawę z kobietą. Wolałbym raczej mieć do czynienia z dziesięcioma żandarmami, niż z dwiema kobietami.
Były notarjusz zadumał.
— Powiedz mi — ozwał się wreszcie, czy od owego czasu nigdy niespotkałeś tej kobiety i jej kochanka?
— Nigdy! — a to nie zbraku poszukiwań. Miałbym do miljon czartów!.. piękny z nią rachunek do uregulowania!
— Nie znasz ich nazwiska?
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/22
Ta strona została skorygowana.