Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/223

Ta strona została przepisana.

Niekiedy, zwracając się do tych rozweselonych malców, oczy biednej obłąkanej jaśniały tkliwością, głaskała wtedy licznie obstępującą ją dziatwę i pieściła, tak jakby mając przed sobą swojego syna.
Innym znów razem, siedziała pogrążona w smutnem dumaniu a patrząc na bawiące się dzieci rzewnie płakała.
Te chwilowe jednak odbłyski samowiedzy trwały tak krótko, iż niemożna z nich było wywróżyć żadnego pomyślniejszego na przyszłość rezultatu.
Z takiej zwykle przechadzki wracała z panią Amadis do domu podrażniona nieco jak gdyby niezadowolona i w milczeniu zasiadała do swojej ręcznej robótki, na której wyszywała, rzecz prosta różne bezładne zygzaki.
Pani Amadis, pochłaniała jak niegdyś stosy nowych i starych romansów, dając pierwszeństwo dawnym powieściopisarzom, jako bardziej idealnym i pomysłowym.
Podczas, gdy obie z Esterą używały na przechadzce świeżego powietrza, Ireneusz Moulin biegał za sprawunkami każdy z zakupionych przedmiotów odsełając do nowo wynajętego mieszkania.
Po szybkiem załatwieniu wszystkiego mając jeszcze parę godzin do nadejścia nocy, postanowił tegoż dnia tamże się rozlokować.
W tym celu udał się do oberży „pod Blachą“, a załatwiwszy rachunek przeniósł się na plac Królewski.
Udawszy się wcześnie na spoczynek, spać nie mógł, bezustannie albowiem brzmiały mu słowa Estery, wybierającej się do Brunoy, a wraz z niemi popełniona zbrodnia na moście de Neuilly i nieszczęśliwy Paweł Leroyer.
Wstawszy równo ze świtem nazajutrz, ustawiał sprzęty, porządkował papiery. W owych powiązanych paczkach, znajdowały się rachunki, plany maszyn i różne notatki z dawniejszych i obecnych czasów.