Zaniepokojona tem pani Dick-Thorn, zamiast spalić papier jak to poprzednio miała zamiar uczynić, zmięła go w ręku niecierpliwie i wsunęła do kieszeni, poczem wyszła do przyległego pokoju, aby się rozmówić z nowo nabywcą, i wydać rzeczy tragarzom, ponieważ za godzinę miała wyjechać z Londynu.
Wśród takich zajęć czas szybko upływał, i nadeszła chwila gdzie wyruszyć w drogę należało.
Klaudja zapomniała o bruljonie listu i wychodząc z pokoju gotowa do odjazdu, wraz z wydobytą z kieszeni chusteczką wyrzuciła to tyle kompromitujące ją pismo.
Zwinięta kulka papieru potoczyła się pod stojącą w kącie umywalnię i ukryła przed badawczym wzrokiem hotelowej służby, przeglądającej pokój po odjeździe podróżnych.
Wsiadłszy na statek pani Dick-Thorn przypomniała sobie o tym liście, ale go naprożno w kieszeni szukała.
W pierwszej chwili przeraziło ją to niesłychanie, lecz wkrótce tłumaczyć sobie zaczęła, że ta kartka, skreślona niezrozumiale i bez podpisu, niemoże w żadnym razie stać się zgubnym dla niej dowodem.
Przypuszczała, że służba hotelowa, gdyby ją nawet znalazła, nieznając francuzkiego języka, nie zrobi z niej żadnego użytku, a gdyby ów świstek dostał się w ręce jakiego cudzoziemca, niemógłby on nic dojść również z owych kabalistycznych wyrazów, zrozumiałych jedynie dla Jerzego de la Tour-Vandieu.
Uspokoiwszy się przeto zupełnie, nie myślała już o pozostawionym świstku papieru, układając w myślach szczegóły mającej się rozpocząć kampanji.
Po odjeździe Klaudji zajął pokój po niej jakiś podróżny z Southampton, który spóźniwszy się na statek, zmuszonym był do dnia następnego pozostać w Londynie.
Tym podróżnym był znany nam Ireneusz Moulin.
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/227
Ta strona została skorygowana.