Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/234

Ta strona została przepisana.

Posłuszna tym dwom tak drogim dla siebie życzeniom, spieszyła je wypełnić, a razem powracać co rychlej do zrozpaczonej swej matki.
Zatrzymali się nakoniec przed mieszkaniem doktora.
Znając już tylokrotnie odbytą tam drogę, wbiegła szybko po schodach, dzwoniąc do drzwi gwałtownie. Rozgniewana służąca wybiegła chcąc ją strofować za hałaśliwe zachowanie się, gdy tuż po za nią okazał się Edmund Loriot.
— Doktorze!... doktorze!... mój brat nie żyje!... wołała z rozpaczą.

IV.

Edmund nie pytając o więcej, przeprowadził zapłakane dziewczę do swego gabinetu.
Nie próbował jej uspokajać, wiedząc dobrze, iż w tak ciężkim strapieniu łzy tylko ulgę przynieść są w stanie.
Starałem się, — rzekł do niej, — oddawna panię przygotować do tego bolesnego ciosu. Podzielam cierpienie pani i dobrze je rozumiem, wszak z drugiej strony muszę zwrócić jej uwagę, że zbytnie poddawanie się boleści przekonywa o słabości charakteru, a razem ujemnie może wpłynąć na jej zdrowie, a więc zaklinam, uspokój się pani.
— Ach! czyż to możebne?
— Powinno być możebnem, ze względu na matkę. Ona niewątpliwie cięższym dotkniętą jest ciosem, bo wraz z synem składa do grobu wszelką nadzieję, całe szczęście swoje. Przytem zdrowie jej jest tak wątłe, że obecne bolesne przejście może źle bardzo na nią oddziałać. O niej więc przedewszystkiem myśleć pani powinnaś. Należy więc ukrywać