Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/235

Ta strona została przepisana.

swą rozpacz aby pozornym spokojem podtrzymać jej siły. Sądzę, iż pani zrozumiałaś mnie, panno Berto?
— Tak; i przyrzekam walczyć z boleścią, o ile siły dozwolą, jakkolwiek po usłyszanych od pana szczegółach, przyłącza się nowa boleść bo obawa o zdrowie ukochanej matki!...
— Nie trwóż się pani, będę czuwał po nad nią z synowską pieczołowitością. Wszystko to czem bogata nauka i doświadczenie, przyzwę na pomoc, by matkę dla pani zachować w jak najdłuższe lata.
— Niech panu Bóg to wynagrodzi, doktorze.
— Nie należało pani dziś pozostawiać w osamotnieniu pani Monestier, — mówił Edmund dalej.
— Życzyłeś pan sobie bym go natychmiast powiadomiła o śmierci brata, matka moja również tego pragnęła.
— Pojedziemy więc razem teraz do niej.
— Najchętniej... ale spieszmy się...
— Pragnąłbym jednak przed tem zadać pani kilka zapytań...
— Zapytań, dotyczących mojego brata?
— Nie pani!... zapytań co do twojej przyszłości...
Berta zadrżała. Ów tak rozkoszny dla wielu młodych dziewcząt zwrot do przyszłości, jej tylko smutne nasuwał myśli. Niepokój o życie brata, obecna nadmierna boleść przygłuszały chwilowo wszelkie inne uczucia, jakie zapytanie doktora zbudziło teraz w jej sercu. Cóż z resztą powiedzieć mogła o swojej przyszłości?... Nic, oprócz tego, że pracować będzie musiała na wyżywienie matki i siebie, tak, jak poprzednio jej brat na nich obie pracował.
— Posłuchaj mnie pani... — rzekł, ujmując jej rękę Edmund, — i odpowiedz szczerze, bez wybiegów i fałszywego wstydu, tak, jakbyś powierzała tajemnicę swej duszy najszczerszemu przyjacielowi. Wszak pani wierzysz w moją życzliwość?..