Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/236

Ta strona została przepisana.

— Wierzę! — odpowiedziała bez wahania. — Będę względem pana tak szczerą, jak bym nią była w obec mojego brata.
Pomimo takiego zapewnienia, młody doktór nie zdobył się zaraz na zapytanie. Lękał się zrazić do siebie Bertę, a mimo to poznać pragnął obecne położenie tych kobiet. Jego zakłopotanie dawało poznać, że szuka właściwych wyrazów, aż wreszcie:
— Panno Berto! — zagadnął, — wszak praca brata pani była jedynem waszem utrzymaniem?
Dziewczę zarumieniło się. To zapytanie uczynione pomimowolnie, trafiło w bolesną a niezabliźnioną jeszcze ranę jej serca.
— Tak doktorze, — odpowiedziała.
— Mój brat oddawał nam swój cały zarobek, niezatrzymując ani grosza dla siebie. Pensję swą przynosił matce najregularniej co dwa tygodnie, które przy moim zarobku szyciem i innemi robotami, wystarczała na skromne nasze utrzymanie. Żyliśmy oszczędnie, to prawda, ale nie zabrakło nam nigdy na chleb powszedni.
— A jakże było od czasu zasłabnięcia brata pani?
— Miałyśmy nieco zaoszczędzonych pieniędzy.
— Lecz przy tak długo trwającej chorobie, cały już zapas zapewne wyczerpanym został?
Pytanie to w nowy kłopot wprawiło dziewczynę. Była przekonana, że jedynie prawdziwa życzliwość skłania Edmunda do tego bolesnego badania, a mimo to bolało ją każde wymówione przezeń słowo.
Doktór spostrzegł walkę, jaką dziewczę staczało z sobą, wszakże nie zważając na to:
— Przebacz mi pani, — zaczął, — tę tak natrętną niedyskrecję z mej strony, i usprawiedliwić ją zechciej. Gdybyś pani wiedziała o ile mnie wasz los obchodzi... Gdybyś pojęła, jak was kocham serdecznie, to przebaczyłabyś pani