Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/239

Ta strona została przepisana.

— Jakto... pani odrzucasz mą pomoc? — zawołał z obawą Loriot. Chcesz więc tem doprowadzić mnie do rozpaczy? Cóż uczyniłem takiego?... Za co mnie tak karzesz okrutnie?
— Poznałam dobrze panie Edmundzie twoje szlachetne serce i twoją dla nas życzliwość, — odparła Berta łagodnie. Niechcę cię przeto zasmucić odmową. Skorzystam więc z udzielonej mi dobrotliwie pożyczki, ale wezmę tylko niezbędnie potrzebną mi kwotę na oddanie ostatniej posługi mojemu bratu., Nie nalegaj pan o więcej... Pozostaw mi choć to wewnętrzne zadowolenie, że sama pracuję na utrzymanie mej matki.

V.

— Zdaje się więc pani, że praca kobieca tak dobrze bywa wynagradzaną? — zapytał młody doktór. Za trud całego dnia i większą część nocy, mogłabyś pani po opłaceniu mieszkania, dać zaledwie swej matce suchy kawałek chleba. Według mego zdania panno Berto, należy poświęcić miłość własną tam, gdzie chodzi o życie matki. Jeżeli pani nie chcesz ukryć przed panią Monestier pomocy jaką przyjmiesz odemnie, to za dni kilka ja sam jej o tem powiem, nadmieniając, że jedynie usilne z mej strony nalegania skłoniły panią do ustępstwa.
Przyjm pani zatem te tysiąc franków, zwrócisz mi je w niedługiej przyszłości...
Przekonywające słowa doktora trafiły do przekonania Berty. Słuchając jego harmonijnego głosu i patrząc na tę twarz szlachetną odmówić jego proźbie nie była w stanie.