Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/24

Ta strona została skorygowana.

— Czytałem szczegóły procesu, mówił Jan-Czwartek, nazajutrz po dniu, w którym Paweł Leroyer, synowiec starego doktora, przypłacił głowę na rusztowaniu zbrodnię przez innego spełnioną. Otóż, ów Paweł Leroyer, był niewinnym.

IV.

— Co ty mówisz?... Paweł Leroyer był niewinnym? — zawołał były notaryusz.
— Tak niewinnym w tej sprawie, jak nowonarodzone niemowlę.
— Zkąd możesz wiedzieć? — Bo z mojej to ręki padł cios, za który jego na śmierć skazano.
— Nie ty sam jednak tylko zawiniłeś, należeli do tego mężczyzna i kobieta.
— Tak, kobieta, która mi podała w koniaku truciznę. I niby dla dodania odwagi do spełnienia zbrodni, a jednocześnie włożyła mi nóż w rękę!...
— Jak wyglądała ta kobieta?
— Niewielkiego wzrostu, czarująco piękna, ze wspaniałemi włosami, ślicznemi czarnemi oczyma, lecz ogół wyrazu twarzy złośliwy.
— A włosy tak czarne, że wpadające w granat, co... hę?
— To... to! — I sprawa ta odbywała się przed dwudziestoma laty? — Tak.
— W miesiącu wrześniu?
— Nie inaczej.