Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/241

Ta strona została przepisana.

wiązek na mnie i na pannę Bertę, będziemy oboje czuwać przy zmarłym.
— Dzięki ci doktorze! — odparła z tym samym spokojem, dajesz nam dowody serdecznej życzliwości... Jestem ci za to niewymownie obowiązaną, lecz nadto się trwożysz o moje siły... Miejsce moje jest tu... przy tym śmiertelnym łożu... Nie oddalę się ztąd, dopóki mój syn nie opuści na zawsze tego mieszkania, w którem żył z nami tak długo.
— Nieśmiem sprzeciwiać się pani, rzekł Edmund, lecz w zamian za to, pozwolisz mi zająć się jutro od rana niezbędnemi przygotowaniami.
— Jakiemi przygotowaniami?
— Sporządzeniem aktu zejścia, zamówieniem nabożeństwa i karawanu, oraz całym pogrzebem.
— Również i za to zmuszoną jestem podziękować panu, zajmę się tem sama.
— Ależ zbyt słabe siły pani niedozwolą tego uczynić?...
— Bezsilność moja jest tylko pozorną...
— Jako przyjaciel, śmiem prosić o możliwe oszczędzanie zdrowia, jako doktór, zabraniam wysiłków bez jakich obejść się można. Chciej pani zwrócić uwagę iż życie twoje jest jedynym skarbem twej córki!...
— Bóg jest panem naszego przeznaczenia, — odparła ze stanowczością pani Leroyer, niechaj mną rządzi według świętej woli!... Spełnić swój obowiązek muszę do ostatka! Nie myśl pan jednak iż pomoc twoją odrzucam, — dodała po chwili; — owszem, przyjmuję ją z żywą wdzięcznością. Pozostań dziś z nami... Wyręczysz mnie w zajęciu któremu może bym niepodołała... Jesteśmy nazbyt ubogie, aby do małej garstki naszych znajomych rozesłać drukowane zaproszenia, a jednak pragnęłabym, aby koledzy i zwierzchnicy niegdyś mojego syna, którzy go tak kochali, mogli go odprowadzić na wiekuisty spoczynek! Zechciej pan zatem na-