Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/242

Ta strona została przepisana.

pisać kilka listów... będę ci za nie głęboko obowiązaną... Berta podyktuje panu nazwiska i adresy.
Doktór Loriot patrzył na mówiącą z podziwem i obawą. Ów spokój pozorny czyli raczej ta obojętność mocno go niepokoiły. Odgadywał straszną burzę wewnętrzną pod tą przybraną maską spokoju, i niemógł sobie wytłumaczyć, zkąd ta zbolała i złamana cierpieniem kobieta, czerpała siłę do opanowania swojej niemocy fizycznej i moralnej.
— Uczynię wszystko co pani rozkażesz, — odrzekł. — Proszę jednak w zamian o zażycie lekarstwa, jakie natychmiast zapiszę, a które pani znaczną przyniesie ulgę.
— Dobrze; — odpowiedziała z tym samym spokojem.
— Papier i pióro znajdziesz pan w drugim pokoju, — dodała Berta, i wyszła wraz z doktorem.
Zaledwie jednak przestąpili próg sąsiedniego gabinetu, dziewczę zatrzymało Edmunda.
— Na co to lekarstwo? — pytała z obawą. Miałożby mojej matce grozić jakie niebezpieczeństwo?
— Bynajmniej.
— Dla czego więc pan je zapisujesz?
— Aby uprzedzić mogącą wybuchnąć chorobę. Łatwiej zabezpieczyć się od cierpień, aniżeli je zwalczać.
Nie czekając na inne objaśnienia Berta pobiegła z receptą do apteki i w dziesięć minut później była już z powrotem.
Loriot wszedł do pokoju, w którym spoczywało ciało zmarłego i gdzie zastał panią Leroyer odmawiającą modlitwy przy świetle gromnicy, kupionej przez córkę.
Młody lekarz patrzył na nieszczęśliwą matkę z podziwem. Zdumiewała go podobna siła woli wobec takiego ogromu cierpień moralnych.
Odebrawszy z rąk przybyłego dziewczęcia flakonik z miksturą, sam podał pani Leroyer przeznaczoną dozę, którą