Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/248

Ta strona została przepisana.

było wzmianki o ulicy ani numeru domu w którym życie zakończył.
— Trzeba cierpliwie czekać do jutra, rzeki smutno. Jutro rano dowiem się o wszystkiem dziś, biura już pozamykane. Nikt niemógłby mnie objaśnić.
Przygnębiony, opuścił kawiarnię. Kilkogodzinna przechadzka na bulwarach, sprowadziła równowagę w jego umyśle. Wrócił do domu uspokojony, lecz przez noc całą spać niemógł.
Nazajutrz równo z dnia brzaskiem, Moulin był już na nogach. O siódmej wyszedł z domu, a dla pospiechu wsiadł do fjakra, który go zawiózł na plac śwtęlego Sulpicjusza.
W biurze niebyło jeszcze nikogo. Woźni śmieli się z takiego porannego przybysza, upewniając że przed dziewiątą nie ujrzy żadnego z urzędników.
— Będę oczekiwał cierpliwie... powtarzał.
Chcąc skrócić czas sobie, wyszedł, a przechadzając się po placu świętego Sulpicjusza, spoglądał co chwila na zegarek, dziwiąc się, że szybkie zwykle wskazówki tak leniwie dziś się obracały.

VII.

Dziewiątą godzinę wreszcie wydzwonił zegar wieżowy.
Moulin nie czekając ostatniego uderzenia wbiegł do biura z pospiechem.
Kilka osób oczekiwało już tam na przyjście urzędników. Woźni okurzali stoły i krzesła.