Po upływie kwadransa zjawił się pierwszy dygnitarz w kapeluszu na głowie. Idąc, odczytywał trzymaną w ręku gazetę.
Nie zwracając uwagi na czekających interesantów, zdjął wolno z głowy kapelusz, złożył i wygładził ręką gazetę, wsunął ją pod marmurowy przycisk, poczem zdjąwszy z siebie palto, zawiesił je na gwoździu. Na wytarte swoje ubranie zaczął zaciągać kamletowe czarne rękawy, nie troszcząc się o niecierpliwość obecnych. Zapinał je zwolna przy ręku i wiązał powyżej łokcia z obojętnością anglika, bo w jego biurokratycznych pojęciach nic ważniejszego na tę chwilę nie było do spełnienia.
Ireneusz szalenie się niecierpliwił, oburzało go podobne lekceważenie interesantów przez człowieka któremu bądź co bądź płaciła administracja za wypełnianie skrupulatne obowiązków, i nieczekając na ukończenie tualety urzędnika, zbliżył się do niego, chcąc wyjawić powód przybycia.
— Proszę zaczekać!... rzekł przerywając mu oschle urzędnik.
— Ależ ja niemam czasu... rzecz nader ważna i pilna, odparł Moulin drżącym z gniewu głosem.
— Mówiłem, zaczekać proszę... powtórzył biurokrata.
Ireneusz czując że wybuchnąć może lada chwilę i popsuć tem całą sprawą, odszedł, czekając cierpliwie.
Urzędnik cyrkułowy usiadł tymczasem przy biurku na krześle, rozłożył swoje piśmienne przybory, rozłożył księgi regestrowe, a spoglądając przez ramię:
— Co pan sobie życzysz? zapytał nareszcie.
Moulin radby był odpowiedzieć:
„Trochę więcej grzeczności dla interesantów i wyrozumienia“.
Zastanowiwszy się jednak, że taka nauka na niewiele by się przydała nieokrzesanemu gburowi.
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/249
Ta strona została skorygowana.