Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/25

Ta strona została przepisana.

— Dnia 24 września?
— Właśnie; o godzinie jedenastej wieczorem, tak! Wszystko to, jak dziś sobie przypominam — mruknął Jan-Czwartek, co raz bardziej posępniejąc.
— Wziąłeś natenczas fjakra z placu Zgody?
Jan-Czwartek rzucił się niecierpliwie.
— Zkąd wiesz o tem wszystkiem do pioruna!... — zawołał.
— Wiem — odrzekł „Gęsie-Pióro“ — ponieważ ja to napisałem ów list, w którym była oznaczona schadzka staremu doktorowi na placu Zgody.
— Co słyszę?... — zawołał Czwartek, chwytając silnie za ramię Brissona. Musisz więc znać ich oboje, jak mężczyznę tak i kobietę?
— Mężczyzny nigdy nie widziałem, kobietę raz jeden tylko, gdy przyszła do mnie, żądając napisania listu, za który zapłaciła mi dziesięć luidorów. Gdybym był przeczuł, do czego list ten miał służyć, byłbym zażądał dwadzieścia.
— Nie przyszła ci myśl, aby pójść za nią dla wyśledzenia gdzie mieszka?
Były notarjusz potrząsnął głową przecząco.
— Znasz może przynajmniej nazwisko tego człowieka, którego pismo i podpis naśladowałeś?
— Na podpisie były tylko pierwsze litery — rzekł „Gęsie-Pióro“.
— Pamiętasz te inicjały?
— Ma się rozumieć. Zdaje mi się, że widzę je jeszcze przed sobą.
— Były to więc...
— Litery „Książę S. de la T. V.“
— Książę! do tysiąca czartów... To coś z wyższego świata! Tak chciano zgładzić dziecko tego księcia, ażeby po nim zagarnąć majątek?...