Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/252

Ta strona została przepisana.

— Jakto? — zawołał, — wszakże to matka tego młodego człowieka, którego zwłoki wywieziono ztąd przed chwilą?
Mylisz się pan... matka zmarłego nazywa się pani Monestier.
Przypomniał sobie Moulin w tej chwili o objaśnieniu posłańca, który go powiadomił, że pani Leroyer widocznie zmieniła nazwisko.
— Tak, w rzeczy samej, — odrzekł zmieszany, wieść o śmierci tego młodzieńca tak mnie przeraziła, że pomyliłem nazwisko, pragnę, abyś mi pani wskazała mieszkanie pani Monestier a nie Leroyer.
— A! to co innego. Jeżeli pan jednak pragnąłeś być na pogrzebie, toś się pan spóźnił. Przed kwadransem wyruszono na cmentarz.
— Niewiadomo pani na który?
— Na Montparnasse.
— Ale czy tu na pewno zamieszkiwała pani Monestier wraz z synem.
— Tak, ż synem i córką. Straszno patrzeć na rozpacz obu tych kobiet! Nie dziwne... był to syn i brat wzorowy... Pracował na nie, nie bacząc na swe wątłe zdrowie... Co te dwie sieroty poczną teraz bez niego? Choroba ciągnęła się przez dwa miesiące, wydatki były duże, nie mówiąc o pogrzebie jaki kosztował z jakie paręset franków. Co poczną teraz te dwie osamotnione kobiety?
Moulin wysłuchawszy z wzruszeniem opowiadanie pożegnał odźwiernę i wyszedł z pospiechem.
— Gdzie panie pojedziemy teraz? — pytał oczekujący przed bramą dorożkarz.
— Na cmentarz Montparnasse, pędź, co koń wyskoczy, a skoro przyjedziemy na czas, dostaniesz hojny napiwek.
Woźnica zaciął konia, i w dziesięć minut później stanęli przed bramą cmentarza.