Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/261

Ta strona została przepisana.

— Kogo tu pochowano? — zapytywał siebie bezprzestannie.
Z miejsca na którym stał, niemógł dojrzeć czy na świeżo postawionym krzyżu wyryty był jaki napis. Powoli więc, z ostrożnością, właściwą jadowitym gadom, przesunął się między grobami i stanął na wprost krzyża, a wtedy ujrzał białemi literami wypisany ten jeden tylko wyraz:

„ABEL“.

Matka niezapomniała wypełnić proźby umierającego syna.
— Abel! — powtarzał książę, — to mnie nic nie powiadamia, nic nie objaśnia.
Widząc, że poprzednie stanowisko dogodniejszem dlań było, wrócił między krzewy, dając pilne baczenie na swoich wrogów.
Zaledwie ukryć się tam zdołał, pani Leroyer z ponad mogiły podniosła się zwolna, a kładąc na niej wieniec jaki z sobą przyniosła:
— Widzisz dziecko drogie, — wyrzekła łzawo, — widzisz, że matka spełnia każde z poleconych jej przez ciebie życzeń.
— Kto jest ta kobieta? — poszeptywał pan de la Tour-Vandieu.
Zbolała matka rzuciwszy ostatnie pożegnalne spojrzenie na mogiłę, wolnym, chwiejnym krokiem zwróciła się w jedną z bocznych alei... Ireneusz szedł za nią w pobliżu.
Jerzy prześlizgując się jak wąż wśród drzew i nagrobków, nie tracił ich z oczu na chwilę.
Po kilku minutach pani Leroyer zatrzymała się dla odpoczynku, a zarazem i zorjentowania czy właściwą drogę wybrała, poczem zwróciła się w poprzeczną aleję. Za nią uczynili to samo pan de la Tour-Vandieu i Moulin.
Na cmentarzu pusto było zupełnie, szczególnie w tej części, do której zdążała wdowa. Gdzie niegdzie tylko do-