Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/263

Ta strona została przepisana.

łączyliście się już oba... Świat ten doczesny nie był właściwą ojczyzną dla tego anioła!.. Bóg mi go zabrał, aby powrócić go tobie... Przez lat dwadzieścia staraliśmy się usilnie wykryć zbrodniarzów, za których ty tak srodze odpokutowałeś... Bóg nie wysłuchał proźb naszych. Co teraz pocznę ja sama? Brak mi sił i środków ku dalszym poszukiwaniom.
Łkanie przerwało mowę nieszczęśliwej.

X.

— Pawle mój!...
— zawołała po chwili, ja jedna tylko znam tajemnicę twojego męczeństwa. Berta nie wie o niczem i nigdy się nie dowie!... Nie mogę się spodziewać, aby Bóg uczynił cud dla mnie i zesłał światło dla wykrycia prawdziwych winowajców. Nie zdołam więc nigdy za mego krótkiego już życia z niezasłużonej hańby oczyścić twego nazwiska. I to mnie gnębi... zabija!...
Książę Jerzy słuchał słów wdowy z nieopisaną trwogą.
— Nic jeszcze nie wie!... — poszeptywał: — lecz mściciel stoi tuż za nią... Pomoc o którą tak błaga, zesłały jej nieba.
Machinalnie zaczął szukać po kieszeniach rewolweru, którego nie miał przy sobie.
Owładnięty szałem, gotów był nowe popełnić morderstwa, by się uwolnić od strasznego widma oczekującej go kary.
Ireneusz tymczasem zbliżył się ku wdowie. Słyszał on wyraźnie każde jej słowo, a na ostatni wykrzyk zbolałego serca odrzekł łagodnie: