Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/266

Ta strona została przepisana.

życie tym, którzy pomarli, lecz w każdym razie możemy oczyścić ich pamięć.
— Próżne marzenia, mój chłopcze!... odrzekła pani Leroyer.
— Jakto? dlaczego pani powątpiewasz?... zapytał żywo Moulin.
— Dla tego że tych dowodów jakie byłyby nam potrzebne, nigdy nie odnajdziemy. Przez lat tyle pracowałam wraz z synem nad wykryciem prawdziwych zbrodniarzów nadaremnie. Ich ślad zaginął bezpowrotnie. Jak niegdyś policja, tak my dziś nic odkryć nie zdołamy. A więc powtarzam próżne marzenia!...
— Niech i tak będzie! — odparł Ireneusz. — Pozwolisz jegnak mi pani na tem tak zwanym przez ciebie „marzeniu“, opierać moje nadzieje.
— Niemam prawa zabraniać ci tego poczciwe ty dziecko; ale pomyśl jak bolesnym będzie znów dla nas ten zawód? Wierzysz więc że moglibyśmy wykryć prawdziwych winowajców?... masz nadzieję?...
— Więcej niż nadzieję... mam pewność!
— Moglibyśmy zatem oddać ich w ręce sprawiedliwości... zaprowadzić pod gilotynę?
— Nie pani, tego uczynić nie możemy. Sprawiedliwość ludzka dosięgnąć już ich nie zdoła. Przedawnienie sprawy osłania ich przed odpowiedzialnością sądową, ale nie uwalnia od ludzkiej pogardy i hańby. Tę karę właśnie na nich wymierzymy. Posłuży nam ona do oczyszczenia pamięci męża pani. Będziesz pani mogła natenczas ze wzniesionym czołem nosić nazwisko, z którym dziś ukrywać się musisz.
— Masz więc dowody te w ręku? Jesteś na tropie zbrodniarzów?
— Tak sądzę.
— Dowody niewinności Pawła w tej sprawie?
— Mam pani.