Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/267

Ta strona została przepisana.

— Jakże?... powiedz mi na Boga!...
— Przed dwoma tygodniami w Londynie, dziwnym zrządzeniem losu, dostał mi się w ręce bruljon listu pisanego przez kobietę, w którym mówi ona o popełnionej zbrodni na moście de Neuilly, przypominając i inne szczegóły obok tego. Niewątpliwie ten list przeznaczonym był dla jednego ze wspólników zbrodni, lub wykonawcy morderstwa. Ale to jeszcze nie wszystka. Nową wskazówkę pozyskałem przed kilkoma dniami. Wspomnienie „Brunoy“ odbija się żywo w pamięci pewnej umysłowo chorej kobiety. Począłem i tu pro wadzić badanie. Światło przedziera się ku nam z pośród ciemności.
Pani Leroyer, blada i drżąca słuchała opowiadania młodego mechanika. Pragnęła uwierzyć jego słowom: a lękała się nowego zawodu.
— Gdzież masz bruljon owego listu o którym mówisz, zapytała, — ten drogocenny dokument w jakim tak ważna dla nas wskazówka się mieści?
— Zostawiłem go w mieszkaniu, lecz dziś wieczorem złożę go w ręce pani. Będziemy poszukiwać razem jak niegdyś pani z swym synem poszukiwałaś. Wewnętrzne to przekonanie że cel osiągniętym być musi i cześć zwróconą zostanie zmarłemu, doda nam wytrwałości i siły. Mając już teraz przewodnią nić w ręku, możemy walczyć z tą mocną wiarą że sprawa nasza jest pewną.
— Ach! — wyszepnęła wdowa, — Bóg zseła mi pociechę w tobie mój synu, i osłodę mych cierpień. Dotknięta śmiertelnie podwójnym ciosem, upadam pod nadmiarem boleści! — Przed laty haniebna śmierć Pawła, zdruzgotała me życie!... Dziś, zgon jedynego syna rozdziera mi serce!... Wszystko już dla mnie skończyło się na ziemi... Jedyna nadzieja jaka mnie jeszcze utrzymuje, to rehabilitacja tej niewinnie zgładzonej ofiary!