Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/268

Ta strona została przepisana.

Silne rozrzewnienie i tyle przebytych od dni kilku cierpień, wyczerpały siły biednej kobiety. Chwyciwszy się za serce, zachwiała się i gdyby niepodtrzymał jej był Ireneusz, mogłaby była roztrzaskać sobie głowę o wznoszący się opodal nagrobek.
— Wesprzyj się pani na mojem ramieniu, — mówił do niej Moulin z synowską tkliwością, odwiozę cię do mieszkania gdzie pod opieką panny Berty, odzyskasz siły i uspokojenie, sam zaś wrócę do siebie po ów dokument ażeby złożyć go pani.
I podtrzymując znękaną, szedł z nią ku cmentarnej bramie.
Książę Jerzy ukryty w zaroślach, nie stracił jednego słowa z wyż przytoczonej rozmowy. Z nieopisanem przerażeniem wybiegł ze swojej kryjówki, przeskakiwał leżące na ziemi przygotowane do nagrobków kamienie, podążając z pospiechem w stronę bramy do której przybiegł nareszcie.
Zobaczywszy go Theifer tak rozgorączkowanym, domyślał się iż zajść musiało coś niezwykłego na cmentarzu i nie czekąjąc aż go książę zawoła, podszedł ku niemu.
— Co się stało? — zapytał.
— Nie mój kochany. Biegłem tylko aby cię powiadomić że on już idzie... Za chwilę wyjdzie z cmentarza.
— Sam?
— Nie! w towarzystwie kobiety w żałobie.
— Mamże go zatrzymać natychmiast?
— Ma się rozumieć!... Nie można przecie pozwolić aby ten nędznik dostał się do swego mieszkania.
— Czy wiadomo księciu gdzie on mieszka?
Jerzy przecząco potrząsnął głową.
— W takim razie lepiej byłoby może pozwolić mu wrócić do domu, i tam dopiero go przyaresztować?
— Nie! — odrzekł książę. W duchu zaś pomyślał: