Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/271

Ta strona została przepisana.

Pani Leroyer widząc pomięszanie biednego mechanika, pocieszać go zaczęła.
— Mój drogi chłopcze, — rzekła z tkliwością, — wypełnij proszę żądanie tych panów. Upewniam cię że to pomyłka, jaka wkrótce wyjaśnioną zostanie. Nie stawiaj oporu, zaklinam!... Idź dobrowolnie z tymi panami którzy zatrzymując cię, spełniają tylko nakazaną im powinność i wracaj do mnie jaknajprędzej. Z niecierpliwością oczekiwać cię będę.
— Tak; — odrzekł uspokojony nieco Ireneusz, jestem przekonany, że to pomyłka. Sumienie mam czyste, nie obawiam się niczego. Wracaj pani do domu i oczekuj na mnie. Stawię się, skoro mnie tylko uwolnią, co mam nadzieję, nastąpi niebawem.
— A teraz pozwól mi pani ucałować twą rękę.
— Z całego serca, — odpowiedziała, tuląc ku piersiom głowę zacnego tego człowieka, który przed chwilą okazał jej tyle życzliwości i skrzepił zwątpiałą iskierkę nadziei.
Ocierając łzy z oczu, wsiadła do dorożki, ręką jeszcze żegnając pozostałego Moulina.
— Teraz panowie, — rzekł on, — jestem gotów pójść z wami. Być może, iż zapytanie moje będzie niedyskrecją w tym razie, wszak radbym wiedzieć, gdzie macie zamiar mnie zaprowadzić?
— Do najbliższego odwachu, a potem do prefektury policyjnej.
— Idźmy więc... — rzekł uwięziony. — Możecie być panowie spokojni, nie myśląc o ucieczce bynajmniej. Jestem tak pewny swej sprawy, iż niepogorszałbym jej niestosownym zachowaniem się.
Odprowadzono Moulin a na odwach, znajdujący się przy rogatce du Maine. Theifer miał kilka powodów dla których niechciał stawiać obwinionego wprost do prefektury.