szukując moje mieszkanie nie zabiorą mi tego dokumentu na którym opieram wszystkie moje nadzieje?
Wyraz głębokiej rozpaczy zawidniał na twarzy zacnego człowieka. Tak pięknie osnute plany, niweczyła w jednej chwili ręka fatalności!
Odegnał ją wprędce.
— Nie!.. nie, nie upadajmy, pomyślał. Jeżeli panowie agenci nie mają adresu mego obecnego mieszkania, nie wydam go im dopóki ów cenny papier nie będzie się znajdował w ręku pani Leroyer. Jak się do tego wezmą, niewiem, lecz w każdym razie ufam w miłosierdzie Boże!
Wśród tych rozmyślań doszli do wskazanego odwachu.
— Wejdź pan! rzekł Theifer nakazująco.
Moulin wszedł bez oporu.
W pierwszej izbie ujrzał kilku żołnierzy.
Theifer przywołał dyżurnego oficera szepcąc coś z nim cicho, poczem zapytał:
— Macie oddzielny areszt?
— Mamy panie, odrzekł zapytany.
— A zatem, mówił dalej inspektor, przeprowadzić tego przybysza do kozy. Niech tam posiedzi dopóki go nie zawezwą.
Żołnierz przeprowadził Ireneusza do małej wązkiej i prawie ciemnej stancyjki, ponieważ małe tylko u góry okienko cokolwiek ją oświetlało.
— A teraz, zawołał Theifer, prosząc o atrament i pióro.
Podoficer wskazał ręką stojący na stole kałamarz i kilka piór popsutych.