Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/277

Ta strona została przepisana.

żeli dostawszy się do mego mieszkania zabiorą mi ów drogocenny dokument wraz z innemi papierami?
Zadumał przez chwilę.
— Jedyny sposób nie udzielać im swego adresu jakoteż nie oddawać klucza od mieszkania. Któż mnie może zmusić ku temu? Schowam klucz tak dobrze iż nikt nieprzypuści ażebym go mógł mieć przy sobie.
Zdjąwszy z siebie palto, odpruł scyzorykiem kilka ściegów po odwrotnej stronie kołnierza i wsunął głęboko po za podszewkę niewielki kluczyk jaki mu w wilję dnia tego oddała odźwierna.
Obejrzawszy następnie swe dzieło, przekonał się że dokonywana zwykle przez policję pobieżna rewizja nie wykryje jego podstępu, ponieważ gruby angielski matarjał na paltocie, nie ugiął się za naciśnieniem.
W chwili gdy wdziawszy go na siebie zapinał ostatni guzik pod kołnierzem, ukazał się we drzwiach aresztu agent policyjny, i zaprowadził bezwłocznie uwięzionego do Theifera.
Wszedłszy tam Moulin, czekał w milczeniu.
— Zbliż się pan!... zawołał inspektor.
Ireneusz postąpił parę kroków naprzód.
— Nazywam się pan Ireneusz Moulin? zapytał szorstko.
— Wszak pan wiesz o tem tak dobrze jak ja, odparł oschle mechanik. Niemam zamiaru wypierać się swego nazwiska, gdybyś go pan jednak zapomniał zechciej spojrzeć na rozkaz przyaresztowania, jaki masz przy sobie.
— Niepogorszaj pan swojej sprawy zuchwałemi odpowiedziami!... zawołał w oburzeniu Theifer.
— Mocno żałuję iż niepodoba się panu mój sposób mówienia, odrzekł ironicznie mechanik, ale mimo to nie obiecuję poprawy. Dla uniknienia więc nieporozumień radziłbym panu nie badać mnie wcale a odesłać tam, gdziem się znajdować powinien.