Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/279

Ta strona została przepisana.

i tego, lecz wierzę panu na słowo. Wypełniając polecenie zwierzchników, zatrzymujesz mnie na środku drogi... Niemam i to do pana urazy. Każdy albowiem spełniać musi sumiennie swoje obowiązki. Jeżeli policja popełniła pomyłkę, to nie pańska w tem wina... Gdybyś pan nawet był sam przyszedł, bez pomocników, nie stawiał bym panu oporu, przez poszanowanie dla władzy, jaką pan przedstawiasz... Lecz sądzę, że nikt panu nie dał upoważnienia do badania mnie? Należy to bowiem do komisarza, policji, sędziego śledczego, lub prokuratora... Tym z chęcią odpowiadać będę. Pan zaś chcesz popełnić nadużycie...
Zaprowadź mnie pan przed tego, który z urzędu badać mnie będzie. Niechaj się dowiem o co mnie obwiniają, a wtedy odpowiadać będę.
Zrozumiałeś pan co mówię, nieprawdaż? A więc zaniechaj wszelkich zapytań, bo uprzedzam, że odtąd odpowiadać wcale nie będę.
— Jednym słowem nie chcesz mi pan podać swego adresu? — rzekł łagodniejąc Theifer.
— Tak.
— Strzeż się!... Odmowa taka może zaszkodzić wielce pańskiej sprawie. Namyśl się póki czas jeszcze...
— Zbyteczne naleganie, odparł spokojnie Ireneusz, nie powiem ani słowa.
Rozwścieczony Theifer nie zdołał już zapanować nad sobą.
— Przekonam pana, że uledz mi musisz!... zawołał tupiąc nogami. Znajdujesz się w mej mocy. Rozkażę by dokonano u ciebie rewizji.
— Będzie to brutalne, ale mimo to prawne, odrzekł spokojnie Moulin. Będąc moim panem obecnie, uczynić to możesz, a nawet przyznam zadziwiłoby mnie, gdybyś tego nie zrobił... Szukaj więc gdy wola...