Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/28

Ta strona została przepisana.

— Nic tam więcej nie było innego?
— Nie pomnę.
— Ha! jak to źle... jak to źle dla nas!
— Ale zdaje mi się, że ja mam u siebie ten list, a raczej go miałem.
— Miałeś go?
— Tak; kopię. Jestem systematycznym człowiekiem. Nie zaniedbuję nigdy zrobić kopij do moich archiwów różnego rodzaju. Muszę więc i tę posiadać między innemi.
— A cóż się stało z temi papierami?
— Znajdują się w areszcie, niestety!
— Od jak dawna?
— Od lat pięciu; upakowane w trzech kufrach i oddane pod dozór.
— Komu?
— Właścicielowi mieszkania, któremu nie miałem czem za komorne zapłacić. Dobry człowiek zresztą ów ojciec Chaboisseau.
— Gdzie się znajduje to mieszkanie?
— Przy ulicy Reynie, Je 17.
— Za jak dużą sumę zatrzymano ci te szpargały?
— Ha! za dość znaczną. Za pięćset dwadzieścia pięć franków, nie licząc procentów.
— Jan-Czwartek skrzywił się niezadowolony.
— To źle do pioruna! — zawołał . — Wydobyć ztamtąd je trzeba... — mruknął Szpagat.
— Gdy zapłacicie, będziecie je mieli. Inaczej nie.
— Jest że ci wiadomo dokąd ów Chaboisseau wyniósł te bagaże?
— Wiem; na czwarte piętro, tegoż samego domu, do małej stancyjki, jaką wynajmuje swym krewnym, przyjeżdżającym z prowincyi.
— Mógłbyś spróbować wejść tam, jako niegdyś domownik.