Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/287

Ta strona została przepisana.

chanych, i żałował swej zbytniej poufałości, a odgadując że to jego postąpienie nie podobało się Bercie, dla uniknięcia tłumaczeń, podszedł do pani Leroyer drzemiącej snem gorączkowym, i pożegnał Bertę obiecując powrócić wieczorem.
Idąc po schodach mówił sobie:
— Ona musi być moją żoną, przysięgam!
Tak upłynęło dni kilka.
Wynajęta przez Bertę kobieta, przychodziła na kilka godzin codziennie dla porządkowania mieszkania, i pomocy przy chorej.
Pani Leroyer przy niesłychanej pieczołowitości swej córki i staraniach doktora, żyła jeszcze, osłabienie jej wszakże doszło najwyższego stopnia. Całemi dniami prawie pozostawała w omdleniu i nieświadomości zaszłych wypadków.
Zwolna, jej myśli na jednnym przedmiocie zatrzymywać się poczęły. Powracała ciągle do Ireneusza Moulin i jego przyaresztowania, a razem do utraconej nadziei jaka ją miała utrzymać przy życiu.
Loriot domyślał się że wdowa ukrywa przed otaczającymi jakąś nurtującą ją tajemnicę, ale nie badał o nią chorej, będąc przekonanym iż nie wyjawi takowej.
Pozostawmy więc matkę wraz z córką oczekujące lepszej doli, a wróćmy do opuszczonego przez nas Jana-Czwartka.


∗             ∗

Osiem dni upłynęło od chwili przytrzymania owego niegdyś wspólnika Klaudji Varni i księcia de la Tour-Vandieu.
Pierwsze czterdzieści osiem godzin, przepędził Jan-Czwartek w areszcie prefektury, niepodlegając wstępnemu badaniu po którym stosownie do uznania sędziów winowajcy odsełani bywają do jednego z rozlicznych więzień Paryzkich.
Ten czas zdawał mu się być wiecznością.