Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/288

Ta strona została przepisana.

Jakkolwiek jego kolega były notarjusz powiadomił go o zaszłych wypadkach, niemógł wszelako odgadnąć o jaką kradzież oskarżył go Szpagat.
Trzeciego dnia nakoniec wezwany przed sędziego śledczego, dowiedział się o co chodzi. Niepomogły jego przysięgi i zaklinania się że tego nie popełnił, dowiódł iż podczas kradzieży dokonanej u zegarmistrza znajdował się w innym punkcie Paryża ponieważ jednak był już poprzednio za kradzież karany, nie uwolniono go, lecz śledztwo prowadzono dalej.
Było to nieprawne, lecz przyznać trzeba przezorne i logiczne postępowanie. Bo czyliż można wierzyć w niewinność recydywisty oskarżonego przez współtowarzysza?
Jan-Czwartek jak wiemy, popędliwego charakteru, żałował iż nie miał pod ręką Szpagata któremu rad był wymierzyć dobrą naukę, bez względu na pogorszenie swej sprawy.
Według objaśnień notarjusza przewieziono tego denuncjanta do Magdalenek.
Żywiąc w duszy niepowściągnioną zemstę, Czwartek błagał sędziego, aby go przeznaczono w toż samo miejsce, gdy jednak żądania winowajców nie bywają zwykle uwzgłędnianemi, odstawiono go do więzienia świętej Pelagji.
Przypominają sobie czytelnicy, że Szpagat znajdował się tam także. W chwili gdy Jan-Czwartek wchodził na dziedziniec przepełniony więźniami, pierwszą osobę jaką spostrzegł był ów Klaudjusz Landry, inaczej zwany Szpagatem. I on poznawszy Jana cofnął się, i zadrzał.
Jan-Czwartek podszedł ku niemu uśmiechnięty. Wesołość jego wprowadziła w błąd rzezimieszka. Oczekiwał więc spokojnie na zbliżenie się współtowarzysza.
Jan mimo swej przerażającej chudości, obdarzony był niepospolitą siłą.