Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/292

Ta strona została przepisana.

lepsze ręce, mimo, iż czuł, że każda chwila opóźnienia zgubić go może.
Co mogła myśleć o nim pani Leroyer? Jak zniosła swą boleść przy trapiącej ją niepewności? Może posądzała go o działanie przeciw sobie... o należenie do jakiejś brudnej sprawy?... A miałaby ku temu dostateczny powód. Wszyscy przyaresztowani złodzieje mianują się być niewinnemi ofiarami.
A nietylko temi przypuszczeniami trapił się biedny Ireneusz. Wiedział od odźwiernej, że fundusze obu kobiet wyczerpały się zupełnie, któż im przyjdzie teraz z pomocą? Pracujący na matkę i siostrę Abel, spał snem wiekuistym w mogile. Jak więc poradzą sobie te dwie opuszczone sieroty?
Złowroga nędza lada chwila do nich zawita i teraz, właśnie gdy pragnął im przyjść z pomocą został pochwyconym i uwięzionym jakąś fatalną siłą.
Zgnębiony temi myślami, siedział dnia pewnego na odosobnionej ławce więziennego podwórza, gdy wejście nowej osobistości zwróciło jego uwagę.
Widziałem gdzieś tego człowieka, powtarzał w duchu, patrząc na wchodzącego, rysy jego twarzy są mi zkądsiś znane. Gdzieby to być mogło?
I przeszukując w myślach spostrzegł nagle, że ów przybysz podąża ku niemu z otwartemi rękoma wołając:
— A to spotkanie!... Wszak się nie mylę? Przed dwoma tygodniami pan byłeś pod „Srebrnym Krukiem“ w owej chwili gdy nastąpiło tam zejście policji. Piliśmy razem wino, jeżeli pan sobie przypominasz?
Owym nowo przybyłym był Jan — Czwartek, którego uwolniono z aresztu za pobicie Szpagata.
— Tak, byłem tam wtedy, odpowiedział Moulin. Poznałem pana natychmiast, gdyś wszedł na podwórze, ale nie mogłem sobie przypomnieć zkąd go znam?