Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/294

Ta strona została przepisana.

ce niepochlebna opinja, postanowił jednak nie wyprowadzać go z błędu by zdobyć sobie jego zaufanie a w razie potrzeby i pomoc.
— Jest nieco w tem prawdy co pan mówisz, odrzekł po chwili zadumy. Nie byłem jeszcze badany, niewiem więc o co mnie oskarżono...
— Życzę, byś pan miał więcej szczęścia nademnie Jan odrzekł. Wyobraź pan sobie, mimo żem dowiódł świadkami, iż nie byłem obecny przy kradzieży, do której mnie wmięszał mój kolega.

XVI.

— Pomówię z nim później, rzekł do Ireneusza. Od tygodnia nie miałem w ustach nic ciepłego; zamknięty o chlebie i wodzie, a takie pożywienie sam przyznasz licho pokrzepia żołądek.
— Pozostaw dla innych swą zupę, rzekł Moulin. Przyniosą mi zaraz śniadanie którym chętnie podzielę się z tobą. Później zaś dla lepszego pokrzepienia żołądka, kupię ci szklankę wina w sklepiku.
Na wspomnienie o takim śniadaniu, oczy Jana radością zabłysły.
— Rzeczywiście pan mnie zapraszasz na śniadanie? pytał z niedowierzaniem.
— Zapraszam z całego serca.
— Przyjmuję... przyjmuję z wdzięcznością!... odparł uradowany... Jestem bardzo biedny... Nie mogę sobie nic kupić w naszym sklepiku, gdzie za najmniejszą drobnostkę każą płacić potrójne ceny.