Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/299

Ta strona została przepisana.

— Nasz uwięziony mechanik przybyły z Londynu nie może odmówić sędziemu śledczemu wyjawienie swojego adresu, chyba gdyby się zgodził na dożywotnie więzienie. Skoro się więc tylko dowiemy gdzie mieszka, udamy się tam aby uprzedzić rewizję sądową. Ale poważyłbym się zwrócić uwagę waszej książęcej mości na pewną drobną okoliczność...
— Na cóż takiego?
— Zdaje mi się, że dobrze byłoby ażeby książę na czas pewien wyjechał z Paryża...
— Co mówisz? zawołał Jerzy, zejść z placu boju przed bitwą?
— Nie dla cofnięcia się, bynajmniej, ale dla urządzenia strategicznego manewru. Jeżeli nieprzyjaciele których szukamy znajdują się w Paryżu, mogliby wobec rozpoczętej sprawy posunąć się do jakiego skandalu, od jakiego uchroni księcia chwilowe wydalenie się. Wszak wiemy, że nieobecność zmniejsza rozjątrzenie, łagodzi nienawiść...
— Zobaczę... rozważę to, odrzekł Jerzy. Ale przed wszystkiem, muszę sam, osobiście przeszukać mieszkanie Moulina.
— Wasza książęca mość niema dla mnie nowych poleceń?
— Nie, oprócz prośby ażebyś przyjął ten mały datek...
To mówiąc, podał Theiferowi dwa banknoty po tysiąc franków każdy.
Otrzymawszy je ów agent policyjny, drożył się nieco, ale o wiele mniej jak za pierwszym razem i wsunąwszy w kieszeń pieniądze, z ukłonami opuścił gabinet.
Przekonywamy się z powyższej rozmowy, że Jerzy de la Tour-Vandieu niezapomniał o Klaudji Varni, a raczej zaczął o niej myśleć na nowo. Odgadywał instynktownie, że ona wmięszaną zostanie do tajemnych knowań jego nieprzyjaciół. Wszak mimowolnie podała broń straszną w ręce Moulin a w postaci strzępka bruljonu z tego listu.