Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/308

Ta strona została przepisana.

— Nie mówmy o tem proszę... wyrzekł nakoniec bo to nadaremnie. Jestem uparty jak muł... Zresztą, skoro się spotkamy kiedy na świecie co może nastąpić, zaprosisz mnie pan na śniadanie.
— Rachuj na to... zawołał mechanik. Obiecuję od dnia tego znakomite jedzenie!... Dwanaście tuzinów ostryg, i wina tyle ile wypijesz!...
— Zgoda! odrzekł Eugenjusz. Trzeba pomyśleć teraz o przechowaniu powierzonych mi przedmiotów bo wszak wiadomo, że tak przy wyjściu jak i przy wejściu rewidują nas tu nicponie. Nie można więc dać się złapać, byłby to wstyd nielada!
— Wszystko byłoby stracone! zawołał z obawą Moulin.
— czy duży jest ten klucz?
— Przeciwnie bardzo mały, noszę go obecnie w kołnierzu mojego palta.
— Dobrze! — i ja tak zrobię; list zaś zaszyję w pasku od spodni. Dasz mi pan to wszystko pojutrze wieczorem by nas nie spotkano na rozmowie dnia tego gdy będę wychodził. Mogliby powziąść ztąd podejrzenia, i skrupulatnie mnie rewidować.
— Obiecujesz więc załatwić mi wszystko? pytał niedowierzająco Ireneusz.
— Natychmiast po wyjściu z więzienia, przyrzekam!
— Dziękuję ci!... W wilję dnia będziesz miał doręczone wszystko.
Od owej chwili Jan-Czwartek stał się nierozłącznym towarzyszem Moulin’a, jadał razem z nim obiad, tak jak i śniadanie, z różnicą, że porcje teraz bywały podwójne zatem pożywniejsze.
W sypialni, los także połączył ich obu. Łóżka ich niemal stykały się z sobą.
— Zaręczasz mi więc za uczciwość tego człowieka, pytał Jana mechanik.