Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/31

Ta strona została przepisana.

— Dobranoc! — rzekł Brisson, do czwartku. Spać idę.
— Gdzie będziesz spał?
— W Kamieniołomach, na Montmartre. Nie mam ani szeląga na zapłacenie noclegu.
— Czwartek, sięgnąwszy do kieszeni, wyjął srebrną, drobną monetę.
— Weź! rzekł, dając mu ją. Oto dwadzieścia sous.
Kopalnie kamieni w Montmartue, to prawdziwa pułapka, nie; będziesz mógł się podnieść po tak twardym noclegu.
— Dziękuję; — oddam ci jutro, po załatwionej sprawie. Każę sobie za to dać jutro oddzielny gabinet w „Małym Zameczku“ przy Flandryjskiej ulicy. Jest to miejsce jak należy.
Tu rozeszli się obaj. Jan-Czwartek poszedł w stronę Winnej ulicy, gdzie mieszkał. Przechodząc koło kanału Św. Marcina, zadumał po nad szczegółami, nasłyszanemi od Brissona co do zbrodni na moście de Neuilly.
— Cierpliwości! wyszepnął. Czekałem lat dwadzieścia, nie rozpaczając. Traf pozwolił mi usłyszeć to, czego bym nigdy sam odkryć nie zdołał. Będę korzystał, ale przezornie, z rozwagą... Tak! dla mnie samego zemsta!... nietylko zemsta, ale majątek. Do mnie ta sprawa należy, i ja sam muszę korzyść z niej odnieść. Ten papier, o którym mówił notarjusz, jest mi potrzebnym, i mieć go będę, mieć muszę, choćby go posiąść przyszło za najwyższą cenę!
Tak rozmyślając, Jan-Czwartek przyszedł do drzwi swego mieszkania. Położywszy się, spał snem twardym do świtu.
Z opowiadania Szpagata dowiadujemy się o przybyciu mistress Dick-Thorn wraz z córką do Paryża. Wejdźmyż w głąb pałacyku, położonego przy Berlińskiej ulicy.
Owa piękna, czarnowłosa kobieta, matka ślicznej młodziutkiej blondynki, była francusko-włoszką z pochodzenia.