Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/313

Ta strona została przepisana.

— Więcej niż kiedykolwiek. A warta ona tego, przysięgam! Czas jednak wyznać, że to nie spadku tak oczekuję niecierpliwie.
— A czegóż? — Urządzę na wielką skalę „wyzyskiwanie“, wyszepnął tajemniczo Czwartek pochylając się ku współtowarzyszowi.
— Wyzyskiwanie? powtórzył z oburzeniem Ireneusz.
— A cóż cię to tak zadziwia? Obawiasz się może ażeby mnie powtórnie nie wsadzono do tej „pułapki?“ Bądź spokojny!... Za nim bym ja tu się dostał, cienko by śpiewali moi „wybrani“. Tak, przyjacielu!... Nie dosyć, że oni obsypią mnie pieniędzmi, których mówiąc między nami zawsze będę miał za mało ale jeszcze nie wolno im będzie skrzywić się!... Z pokorą łagodnych baranków muszą się strzydz pozwolić nie mruknąwszy słowa!...
— Naprowadza mnie to na domysł, że musisz posiadać jakąś ważną tajemnicę rodzinną?
— Tak; bardzo ważną... ale więcej ci już nie powiem. To jedno tylko nadmienię, ciągnął Jan dalej, że mógłbyś być mi w tej sprawie wielce pożytecznym. Masz eleganckie ubranie, postawę prawdziwego dżentlemena, słowem zarys człowieka z wyższego towarzystwa. Znam ja się na tem!... Tych właśnie przymiotów brak mi zupełnie. A i maszynka twoja z językiem, chodzi na dobrych zawiasach... Co zaś do zręcznego zlepiania zdań wielkokwiatowych, to mógłbyś być moim nauczycielem!... A trzeba ci wiedzieć, że tego głównie będę potrzebował przy rozpoczęciu tej sprawy... Zresztą, pomówimy jeszcze o tem. Przed wszystkjem zobaczymy czy wypuszczą nas obu razem.
Ireneusz nie chcąc zrazić do siebie Jana, potakiwał mu w jego zapatrywaniach. W duchu zaś przemyśliwał jaka by to być mogła tajemnica mogąca przynosić tak kolosalne zy-