Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/314

Ta strona została przepisana.

ski bez narażenia osobistości dopuszczającej się wyzyskiwania?
Jan-Czwartek lubił bardzo wino, i z tą swoją słabością nie ukrywał się przed Moulin’em. Mechanik więc postanowił zużytkować na swoją korzyść to jego upodobanie, i buteleczką smacznego płynu rozwiązać wstrzemięźliwy język rzezimieszka. Długo jednakże wypadło mu czekać na tę sposobność, ponieważ prawa więzienne nie dozwalały na libacje takiego rodzaju.
— O ile zbadałem, mówił sobie Moulin, mam do czynienia z wytrawnym przestępcą... ze złodziejem z profesji. Nie może on być tym za kogo się przedstawiał w dniu naszego poznania pod „Srebrnym Krukiem“. Jest to recydywista którego przeszłość musi być bardzo ciekawa. Wybadam go kiedy...
Nazajutrz wezwano Jana-Czwartka do sądu. zkąd wrócił nad wieczorem.
Moulin przywykły do jego towarzystwa i opowiadań jakie mu czas skracały, oczekiwał na niego niecierpliwie.
— Jakże poszło? zagadnął wchodzącego.
— Dobrze, i nie dobrze... odparł rzezimieszek.
— Co przez to rozumiesz?
— Przedstawiłem świadków, którzy zeznali, że w dniu dokonanej kradzieży przez tego nikczemnika Szpagata, byłem nieobecny w Paryżu. Znajdowałem się w Pantin zkąd dopiero nazajutrz wróciłem.
— W takim razie twoje uwolnienie jest pewnem?
— Nie... niestety!...
— Dla czego? Dla tego, że będąc już raz notowanym i karanym, sędziowie mówią sobie: „Jeżeli on tu nie pełnił kradzieży, mógł ją dokonać gdzieindziej... nie zaszkodzi zatrzymać go pod kluczem“. Owóż potrzebowałbym adwokata, który by