mi wyjednał uwolnienie dowiódłszy, że jestem niewinny jak nowonarodzone dziecię.
— Wszakże was z urzędu bronią adwokaci?
Jan wzruszył ramionami.
— Adwokat z urzędu, zaczął z pogardą, to zepsuty ananas, który choć pachnie z daleka zużytkować się nie da. Lepiej stokroć bronić się samemu, niż liczyć na takie poparcie.
— Wolno ci w każdym razie wziąść sobie innego.
Jan-Czwartek roześmiał się głośno.
— Dobra rada... zawołał. Nędzny, drugorzędny adwokacina, za zwykłą obronę, bierze co najmniej od sześćdziesięciu do osiemdziesięciu franków... a moje fundusze redukują się obecnie do zera!...
— Jest i na to sposób...
— Jaki.. ciekawym?
— Mam zamiar zamówić dla siebie adwokata, odparł Ireneusz. Poproszę go aby i twojej podjął się sprawy... Zapłacę za dwie obrony.
— Jakto... zrobił byś to dla mnie?... wykrzyknął z radością Jan-Czwartek.
— Niewątpliwie... jeżeli sobie tego życzysz.
— A więc, zawołał Jan z rozrzewnieniem odtąd duszą i ciałem należę do ciebie. Gdybyś kiedykolwiek potrzebował mojej pomocy, rozporządzaj mną jak zechcesz. Z chęcią poświęcę ci życie!...
Mówiąc to, ściskał obie ręce mechanika.
— Ale, powiedz mi też, zapytał po chwili o którym myślisz adwokacie? Czy masz już upatrzonego?
— Nie!... Jest na to jeszcze dość czasu.
— Lepiej naradzić się zaraz. Mówię ci, że adwokat, to sprzęt niezbędny dla więźnia. On cię nauczy jak masz się tłumaczyć... powiadomi jak sędziowie zapatrują na twoją
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/315
Ta strona została skorygowana.