Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/318

Ta strona została przepisana.

— Zechciejże mi wytłumaczyć powód twojego przerażenia, mówił do Czwartka wracając. Cóż cię tak przestraszyło?

XX.

— Wybacz, ale powiedzieć nie mogę w tej chwili, odparł Jan w zadumie. To tylko ci wyznam, iż jakiś niepojęty zbieg okoliczności podał mi w rękę ten bilet.
— Dziwne to w rzeczy samej, odparł Ireneusz, a w duchu myślał: Przysiągłbym, że rodzina książąt de la Tour-Vandieu wmieszana jest w tę tajemnicę.
— Opowiem ci to wszystko później, Jan dodał.
Nazajutrz wieczorem, Eugenjusz podszedł do Moulin’a.
— Masz pan wszystko gotowem dla mnie do zabrania? zapytał po cichu.
— Mam.
— Idźmy więc do ogrzewalni, tam pomówimy swobodniej. Oddasz mi swój depozyt, i objaśnisz co i jak mam robić.
— Dobrze; idżmy zaraz.
Ireneusz poprzedniej nocy wyjął klucz z kołnierza, i trzymał go w pogotowiu, a teraz nieznacznie wraz z listem, wsunął w kieszeń usłużnego towarzysza.
— Gdzież mam to zanieść? pytał Eugenjusz.
— Na ulicę Notre-dame des Champs, numer 19. Adres dla pamięci wypisałem na kopercie.
— A jeśli mnie o co pytać będą, cóż mam odpowiedzieć?
— Te tylko dwa wyrazy: „Odwagi i nadziei“. Ale bądź bacznym, niepomyl się. W mieszkaniu zastaniesz dwie