Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/319

Ta strona została przepisana.

kobiety, matkę i córkę. Samej tylko matce oddaj do rąk ten list i klucz.
— Rozumiem.
— Jeżeli kiedy w przyszłości, dodał mechanik ściskając rękę Eugenjusza zapotrzebujesz pomocy, zwróć się śmiało do Ireneusza Moulin, który ci nigdy nie zapomni dzisiejszej przysługi.
— Dobrze; bądź pan spokojnym. Sprawię się jak należy.
— O której godzinie jutro ztąd wychodzisz?
— O ósmej rano. Około dziewiątej, będę na ulicy Notre-dame des Champs, a o jedenastej odbierzesz pan przesłany sobie tytuń.
Po powtórnych wzajemnych podziękowaniach rozeszli się do swoich sypialni.
Ireneusz przez całą noc nie zamknął oka. Za nadejściem dnia dopiero, zadrzemnął cokolwiek.
O ósmej wezwano Eugenjusza do kancelarji.
Z niewysłowioną trwogą oczekiwał biedny mechanik rezultatu dokonanej przy więźniu rewizji. Za lada otwarciem drzwi, zrywał się, sądząc, że po niego przychodzą.
Minęło wpół do dziewiątej, minęła dziewiąta. Uspokojony teraz, połączył się myślą z wypuszczonym więźniem, i krok za krokiem nieomal towarzyszył mu w pochodzie.
O tej godzinie, myślał, Eugenjusz dochodzi do ulicy Notre-dame des Champs. Teraz pddaje list zapewne... Za dwie godziny powinienem otrzymać tytuń. Jakąż ulgę natenczas uczuje w swym sercu!...
Wśród takich rozmyślań Mouliifa wszedł na podwórze więzienne dozorca z papierami w ręku. Wszyscy więźniowie go otoczyli czekając na rozkazy.
Dozorca wywoływał ich po nazwisku, na co każdy z nich obowiązanym był odpowiedzieć. Do liczby tychże należał Ireneusz.