Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/322

Ta strona została przepisana.

nasze plany. Najmniejsza drobnostka ostrzedz może tych nędzników aby się mieli na baczności.
— A więc na pewno my ich tu mamy? pytała przerażona przyciszonym głosem.
— Tak... lecz ani słowa więcej!...
— Cóż więc mam czynić? Czego pan żądasz odemnie.
Theifer wydobył pugilares, a z niego bilet bankowy.
— Znasz pani ten papierek? zapytał.
— Któżby go nie znał? To banknot stu frankowy!
— Chcesz nań pani zarobić?
— Zarobić sto franków? a któżby tego nie chciał mój Boże!
— W takim razie, musisz mi być zupełnie posłuszną.
— Rozkazuj pan!... Uczynię wszystko co zechcesz!
— Masz pani męża?
— Niemam... Od lat trzech owdowiałam. Niemam nikogo, jestem samotną.
— Ale może masz krewnych?
— Mam brata.
— Czem on się zajmuje?
— Mieszka w Troyes, w Szampanji, jest robotnikiem w fabryce czapek wełnianych.
— W jakim jest wieku ten człowiek?
— Obecnie ma lat pięćdziesiąt.
— Odwiedza panią niekiedy?
— Dotąd nigdy jeszcze... Nie był ani razu.
— Niezna go zatem żaden z mieszkańców tego domu?
— Zkąd by kto mógł znać, gdy nie przyjeżdża do ryża? Od lat piętnastu nie widziałam go wcale.
— Dobrze! — Wszystko to posłużyć mi może.
— Nawet mój brat? zapytała z obawą odźwierna.
— Tak, nawett i wasz brat.
— A w jaki sposób to się ułoży?