Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/324

Ta strona została przepisana.
XXI.

— Poręczam za nieposzlakowane obyczaje mojego agenta, zawołał śmiejąc się Theifer. Na noc zostawisz go pani w tej tu pierwszej izbie, Nie zadziwi to nikogo, boć przecie brat mając w Paryżu zamieszkałą siostrę, nie będzie szukał przytułku u obcych ludzi.
— A któż będzie otwierał bramę w nocy?
— Ma się rozumieć, że on!... Dlatego się przecie tutaj umieści, ażeby widział każdego z wchodzących do domu. Dasz mu pani także listę lokatorów. No! jakże zgadzasz się pani na te warunki?
— A dostanę stu frankówkę?
— Natychmiast!... a oprócz tego gratyfikację w tym dniu w którym ów mniemany brat pani wyjedzie z powrotem do Troges.
Zgadzam się na wszystko!...
— Ale ostrzegam... tajemnicę ścisłą zachować potrzeba!
— Bądź pan spokojnym... Będę milczący jak te wypchane kanarki co stoją pod kloszem.
Theifer podał chciwie czyhającej kobiecie stu frankowy banknot, jaki z gorączkową niecierpliwością wsunęła do kieszeni.
— A więc umowa zawarta? pytał Theifer.
— Tak panie. Oczekuję na przybycie mojego brata Klaudjusza Piigal, i zajmę się natychmiast przyrządzeniem dla niego wygodnego pomieszczenia.
W godzinę po odejściu inspektora, cały dom już wiedział o radości odźwiernej, do której miał nazajutrz przyjechać brat dawno niewidziany.
Z nadejściem poranku, stanęła przed domem dorożka wyładowana prowjantami, z której wysiadł jakiś wieśniak. Ujrzawszy odźwierną, rzucił się na szyję tej zaimprowizowanej swej siostrze, ściskając ją serdecznie. Tak to wszystko