Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/325

Ta strona została przepisana.

zrobionem było zręcznie i składnie, że odźwierna rozpłakała się przy powitaniu.
Wyobrażała sobie, że widzi swojego brata, i przez długi czas utulić się w płaczu nie mogła.
We dwie godziny, pod jakimżeś zmyślonym pozorem zawitał Theifer, i zastał wszystko w porządku, tak jak sobie życzył.
Zrobiono zasadzkę z właściwą policjantom przebiegłością. Gdyby jaka obca osoba pragnęła odwiedzić panią Monestier, puszczono by ją na górę, lecz ostrzeżony wnet o tem agent stojący przed bramą śledził by ją przy wyjściu.
Niestety jednak, tak jak powiedział Theifer księciu Jerzemu, żywy duch oprócz doktora Edmunda Loriot nie przychodził do pani Monestier.
Odźwierna dotrzymała słowa; milczała jak kamień. Nikt nie domyślał się, że ów spokojny dom przy ulicy Notre-dame des Champs przemieniony został w pułapkę.
Tegoż dnia właśnie w którym uwolniono Eugenjusza z więzienia, agenci jak zwykle stali na czatach. Żadne ważniejsze zdarzenie nie zakłóciło dotąd spokoju.
Eugenjusz o godzinie ósmej rano, udał się wprost na przedmieście Saint-Germain, do dziewiątej stanął na wprost domu wskazanego adresem przez mechanika.
Zatrzymał się tu chwilę.
— Powiedziano mi, mówił do siebie, że w moim ręku spoczywa szczęście i honor dwóch kobiet... Muszą to być więc szczegóły wielkiej wagi w tym liście. Ireneusz polecił mi go oddać matce a nie młodej dziewczynie jej córce... Lecz na nieszczęście zapomniałem na którym piętrze mieszka tu pani Monestier, a nieradbym pytać o to odźwiernej. Trzeba w inny jakiś sposób nagrodzić moją nieuwagę.
I przeszedł w poprzek ulicę z zamiarem wejścia w głąb bramy.