Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/327

Ta strona została przepisana.

i oni mnie znali!... Zresztą i na nich można znaleźć sposób... Trzeba się nad tem zastanowić.
Zdecydowawszy się powrócić pod № 19. Eugenjusz nie namyślał się dłużej. Wolnym krokiem wszedł na ulicę Notre-Dame.
Grubego wieśniaka już nie było, drugi tylko agent siedział przed sklepem paląc fajkę.
Eugenjusz spojrzał w górę, chcąc się przypatrzeć oknom pierwszego i drugiego piętra, i dostrzegł w jednym z nich wystawioną kartę w rodzaju szyldu z napisem:

„LABROUILLAT“
Krawiec męzki.

— Otóż mam sposób!... zawołał uradowany, i śmiało wszedłszy w bramę skręcał już na wschody gdy ostry głos jakiś zawołał?
— Hej!... hej!... gdzie to idziecie i po co?... Do kogo macie interes?
Eugenjusz obróciwszy się, spotkał oko w oko z owym wieśniakiem, którego widział przed chwilą.
— Gdzie idę? powtórzył ze stanowczością w głosie, do krawca... do pana Labrouillat, jeżeli pan o tem chcesz wiedzieć.
Odpowiedź ta zadowolniła w zupełności przebranego agenta.
— To dobrze, odrzekł, ale należy panu o tem wiedzieć, że gdy się wchodzi do prywatnego domu potrzeba opowiedzieć się odźwiernemu.
Eugenjusz nie słuchając gderania, biegł po wschodach o ile mu sił starczyło, i wkrótce znalazł się na trzecim piętrze.
Na jednych z dwojga drzwi przybita była tabliczka z napisem: „Labrouillat“.