Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/328

Ta strona została przepisana.

— Zadzwonię tu... rzekł sobie; w takich domach wszyscy się znają nawzajem. Wskażą, mi adres tej pani, której przesyłkę oddać muszę.
Pociągnął za dzwonek. Młoda panienka we drzwiach się ukazała pytając:
— Co pan sobie życzy?
— Chciałbym dowiedzieć się gdzie mieszka pani Monestier... Może tutaj?
— Nie panie; tu mieszka mój ojciec, Labrouillat, krawiec. Pani Monestier zaś mieszka tu, obok.
— Dziękuję za objaśnienie.
Postąpiwszy parę kroków, Eugenjusz miał już zadzwonić, gdy drzwi zwolna otwarto, a w nich ukazała się Berta w grubej żałobie.
— Czy pan do nas ma interes? zapytała, spostrzegłszy nieznanego sobie mężczyznę.
— Tak, do pani Monestier.
— Zatem wejść proszę, dodała cofając się w głąb pokoju.
Eugenjusz wszedł nieśmiało.
— O co chodzi? zapytała, widząc, że przybyły nie śpieszy się z objaśnieniem.
— Pragnąłbym widzieć się z panią Monestier, odrzekł przypomniawszy sobie polecenie Ireneusza.
— Możebym ja mogła zastąpić moją matkę?
— Nie pani... Muszę koniecznie widzieć się z samą panią Monestier.
— Matka moja jest ciężko chora, i zdaje mi się śpi teraz...
— Wybacz mi pani moją natarczywość, lecz muszę w bardzo ważnej sprawie pomówić z matką pani. Proszę ją zatem obudzić, ponieważ każda chwila jest drogą.