Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/343

Ta strona została przepisana.

— Czy nie rozumiesz mojego zapytania? krzyknął gwałtownie Camus-Bressoles. Zdaje się, że mówię jasno, dobitnie. Wskaż mi klucz od swego mieszkania.
— Niema go tu, między niemi, odparł przyciszonym głosem mechanik.
— Może pozostawiłeś u odźwiernej?
— Nie, panie.
— Cóżeś więc z nim zrobił? Zapewne w jakimś ważnym celu pozbyłeś się tego klucza?
— Zgubiłem go.
— Gdzie... kiedy?
— W chwili przyaresztowania.
— Nie był więc założony na tym kółku wraz z innemi kluczami?
— Owszem panie sędzio... miałem go w kieszeni.
Na ustach pana Bressoles ukazał się uśmiech niedowierzania.
— Jest to bardzo niezręczne tłómaczenie się z tej strony. Dziwi mnie, że się bierzesz na takie wykręty jak gdybyś nie wiedział, że nic nas nie wstrzyma od koniecznej w takich razach rewizji.
— Wiem o tem panie... ale i to wiem także, że w moim mieszkaniu nie znajdzie się nic takiego coby moją sprawę pogorszyć mogło.
— Liczysz na to, że dobrze schowane... nieprawdaż? rzekł ironicznie sędzia... Upewnia cię, że nasi agenci lepiej jeszcze szukać umieją.
— Nic nie znajdą... spokojny o to jestem.
— Zobaczymy!...
Moulin zaniepokojony przed chwilą, zaczął odzyskiwać dawną swobodę. Liczył bowiem na to, że dziś z powodu spóźnionej pory, już nie odbędą rewizji w jego mieszkaniu. Z konieczności zatem nazajutrz dopiero policja wybrać się