z niemi... Ho!... ho! djabelnie zła sprawa!... mówił krzywiąc się naczelnik.
Czytał dalej papier w milczeniu, poczem zwróciwszy się do Theifera:
— Mimo to wszystko, rzekł, nie tęga musi to być głowa, gdy naciśnięty przez Bressol’a o powód przyjazdu do Paryża, użył niezręcznej wymówki. Tłumaczył się, że powrócenie honoru jakiejś rodzinie, której wymienić nie może, sprowadziło go do stolicy. Ubogim w pomysły jak widzę, jest ów pan mechanik.
Theifer słuchał z natężoną uwagą, i każde wyrzeczone słowo notował w pamięci.
Jutro zatem, mój inspektorze, ciągnął dalej naczelnik zamykając akta, zabierzecie więźnia od świętej Pelagji, i w jego obecności dokonacie rewizję. Zajmiesz się tem sam, osobiście, mój Theiferze.
— Dobrze panie.
— Wydam natychmiast rozkaz zabrania więźnia. Jutro z rana, o ósmej godzinie, przewieziesz dorożką Ireneusza Moulin do jego mieszkania położonego przy placu Królewskim pod № 24. Będę tam na was oczekiwał pomiędzy dziewiątą a dziesiątą rano.
Inspektor zaledwie zdołał ukryć nadmiar swojej radości.
— Wieź z sobą dwóch zdolnych agentów, dodał naczelnik podpisując upoważnienie.
— Rozumiem.
— Zanotowałeś sobie adres podsądnego? „Ireneusz Moulin, plac Królewski, numer 24?
— Nie wie jednak na którym piętrze?
— To mniejsza... dopytać się łatwo.
— W rzeczy samej.
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/348
Ta strona została skorygowana.