Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/353

Ta strona została przepisana.

— Co? ty pójdziesz do niego mamo... będąc tak słabą?
— Dla czego nie? jeżeli tego wymaga koniecznie jego interes?... szeptała chora.
— Nie!... ty żartujesz mamo?... wołała Berta przystępując do łóżka zatrwożona.
Pani Leroyer przypomniała sobie w tej chwili o pilnujących dom agentach.
— Boże! a jednak nie mogę pozwolić by zginął!... niesprobowawszy podać mu pomocnej dłoni... wyjąknęła z cicha. Choćbym wiedziała, że się narażę na niebezpieczeństwo, pójdę!... skoro prosi mnie o to.
Dziewczę załamało ręce z rozpaczą.
— Matko! zawołała błagalnie, czyż możesz myśleć o wyjściu z domu, ty?... która od dni kilku nie możesz podnieść się z łóżka? Jestem pewną, że nie byłabyś w stanie przejść przez ten pokój, gdzież więc znalazłabyś siłę do wybrania się na miasto, może ztąd nawet daleko, do nieznanego sobie domu, do przeszukiwania obcych rzeczy i zabierania ich z sobą?... Matko!... błagam na klęczkach, zaniechaj tego zamiaru!... a gdyby moja prośba okazała się daremną, to odwołam się do doktora Loriot, któremu będziesz musiała być posłuszną.
— Milcz... milcz na Boga!... zawołała chora z przerażeniem.
— Dla czego mam milczeć?
— Dla tego, że tajemnica którą powierzył mi Ireneusz, nie może być nikomu wyjawioną. To czego on żąda odemnie, wypełnić muszę... Czy rozumiesz mnie?... „muszę“. Pójdę do jego mieszkania, choćbym wiedziała, że śmierć mnie spotka natychmiast!... Odzie chodzi o spełnienie obowiązku, życie rachuje się za nic!...