Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/355

Ta strona została przepisana.

— Dobrze mamo, odpowiedziało dziewczę, uczynię wszystko czego sobie życzysz, lecz pod warunkiem, że nie pójdziesz do Ireneusza Moulin.
— Pójdę!... zawołała chora, pójdę, nieodwołalnie... pójść muszę... kiedyś, później, może niezadługo... pojmiesz i usprawiedliwisz mój upór, teraz dla ciebie niezrozumiały!
— Nie zawsze mamo chęć jest wystarczającą, do działania... Potrzeba ku temu i odpowiednich sił fizycznych...
— Tych mi niezabraknie!... zawołała chora. Moje osłabienie nie jest tak wielkiem, jak sobie wyobrażasz. Według mnie, wola zastępuje siłę... przekonasz się o tem!
To mówiąc, odrzuciła nakrywającą ją kołdrę i w oka mgnieniu stanęła przy łóżku usiłując przejść przez pokój.
Daremnym jednak był jej wysiłek, zaledwie postąpiła parę kroków, nogi ugięły się pod nią, zawrót w głowie pozbawił ją równowagi, i gdyby nie nadbiegająca Berta, byłaby całym ciężarem runęła na ziemię. Opierając się na córce, zaledwie doszła do łóżka na którym legła bezsilna.
— Nie mogę!... zawołała z rozdzierającym jękiem, nie mogę!... Bóg mnie już opuścił!... niepodobna mi będzie spełnić tak świętego obowiązku! Ani chwili szczęścia przez życie!... ani iskry nadziei przy śmierci!... Rozpacz i cierpienie bez granic!... oto mój los... ma dola!...
Niepowstrzymane łkanie rozsadzało piersi nieszczęśliwej.
— Uspokój się mamo... zaklinam! wołała Berta. To czego ty dopełnić nie możesz, ja za ciebie uczynię.
Pani Leroyer wpatrywała się bystro w twarz mówiącego dziewczęcia.
— Ireneusz Moulin żąda od ciebie mamo byś zabrała z jego mieszkania ważne dokumenty familijne i pieniądze, wskaż mi jego adres, udziel potrzebne szczegóły, a zastąpię cię w tej czynności natychmiast.
— Ty!... dziecko moje?... tybyś to uczyniła?